Starorobociański Wierch

Starorobociański Wierch o wysokości 2176m.n.p.m. Jest najwyższy szczyt w Tatrach Zachodnich.

Planując tą wyprawę wtedy nie do końca zdawałam sobie sprawę, że uda się przejść tak wiele szczytów podczas jednego dnia. Na wyprawę umówiłam się z Edytą dość energiczną i pozytywną osobą zamiarem,że jak starczy sił to przejdziemy całą trasę.

Wyjeżdżamy o trzeciej rano w stronę parkingu w Dolinie Chochołowskiej, buzie nam się nie zamykały od emocji z wyjazdem. Leciały stare hity w radiu wiec śpiewanie ich, było wskazane, do momentu aż zagubiona sarenka postanowiła przebiec przez drogę wprost pod samochód, było ostre hamowanie i się udało, musnęła tylko o zderzak. Uffff jako kierowca miałam farta, ale serducho się zatrzymało mimo wszystko na chwilę. Całe i zdrowe dojechałyśmy na parking i to dobrze wróżyło.

Jest jeszcze ciemno , ale taki był zamiar aby cześć doliny przejsc jak najwcześniej.

Dolina Chochołowska

Doszłyśmy do Polany Trzydniówki, gdzie szlak skręca w stronę naszego planu. Na polanie małe śniadanie cos na rozgrzanie i przez Krowi Żleb zmierzamy do pierwszego naszego szczytu, czyli Trzydniowiańskiego Wierchu. Tak wczesnej porze było bardzo cicho tylko ćwierkot ptaków i nasze towarzystwo przerywało ta cisze. Pogoda na podejściu nie rozpieszczała nas, mimo wszystko patrzyłyśmy pozytywnie, nie zawsze jest bomba pogodowa, czasem wieje i pada deszcz i tak właśnie było wtedy. Ale co tam… ”w górę serca chcieć to móc”.

Podejście w deszczu, a na szczycie niespodzianka ,przejaśniło się ukazały się nasze kochane Tatry.

Trzydniowiański Wierch 1758m.n.p.m

Czarna chmura wisiała nad szczytami, zaryzykujemy , idziemy dalej. Kilka fotek i żeby się rozgrzac ruszamy dalej.

Widok od lewej na Jarząbczy Wierch, Lopatę i Wołowiec

Tary Zachodnie mają swój urok idzie się cały czas granią, góra dół, od wierzchołka do wierzchołka. Przejście taką granie jest kilemetrowo i czasowo spore, ale daje dużo czasu na przemyślenia, wyciszenie poukładanie sobie w głowie myśli, które na nizinach biegną zawrotnym tempem.

Idąc cały czas czerwonym szlakiem,dotarłyśmy do kolejnego szczytu Kończystego Wierchu.

Kończysty Wierch 2002m.n.p.m

Chwila przerwy i decyzja, że ruszamy ku naszemu głównemu celu, czyli Starorobociańskiego Wierchu. Podejście pod szczyt jest dość strome. Na podejściu szczyt jest przykryty gęsta mgła, idziemy powoli nadzieja, że ugości nas widokami. Ścieżka prowadzi zakosami, wiec nie odczuwa się pionowego wejścia.

Krok za krokiem i jesteśmy. Kolejny szczyt ugościł nas piękną widocznością, mgła poszła sobie, a nam ukazał się widok Tatry Wysokie, Tatry Zachodnie, Grań Ornaków, Błyszcz i Bystra.

Widok z Starorobociańskiego Wierchu

Nagroda oprócz pięknych widoków i satysfakcji były również przepyszne ciastka Góralki, poczęstunek od mojej współtowarzyszki.

Dwie szalone ”Góralki”

Po doładowaniu słodyczami i uciechami ruszyłyśmy dalej. Wróciłyśmy na Kończysty Wierch, znowu zejście i podejście w stronę Jarząbczego Wierchu. Z takim kompanie idzie się znakomicie, podejmowałyśmy wspólnie decyzje, dużo rozmawiałyśmy o tym, gdzie byłyśmy i jakie plany na przyszłość. Dzięki temu przejścia od szczytu do szczytu mijały bez większych utrudnień i miłej atmosferze. I tak dotarłyśmy do Jarząbczego Wierchu. Tu pokazało się słońce i na szczycie spędziłyśmy dłuższą chwilę.

Jarząbczy Wierch 2137m.n.p.m

Parę minut opalania w słońcu i podziwiania grani, która już przeszłyśmy, szczęśliwe i dumne z siebie kierujemy się w stronę Łopaty.

Widok na Tatry Zachodnie

Tak szłyśmy i szłyśmy i właśnie pod szczytem Łopata postanowiłyśmy zjeść co nieco. Bo samym podziwianiem widoków i natłokiem słów to daleko się nie zajdzie. Kanapki, kabanos i owoce były wyśmienite. Pokrzepione i z nowymi siłami ruszyłyśmy w stronę Wołowca.

Wolowiec po lewej Ostry i Płaczliwy Rahocz

Szlak na Wołowiec jest piękny, worki z kamieniami, którymi jest wyłożony, dają niesamowita stabilność w stawianiu kroków. TPN wykonał kawał dobrej roboty, kto szedł, doceni ten odcinek w każdym calu.

Podejście na Wolowiec

Udało się, jest i ostatni szczyt tego dnia. Tego szczytu widać cudnie Tary Słowacki oraz grań Tatr Zachodnich. Zmęczone, ale bardzo szczęśliwe robimy kilka fotek i wznosimy ostatni toast za szósty zdobyty szczyt.

Wolowiec 2064m.n.p.m
Widok na Tatry Słowackie

Już zielonym szlakiem schodzimy do Doliny Wyżnia Chochołowska. Ze względu na północną stronę doliny zalega tu dość sporo śniegu. Zejście jest dość stromy, robiąc zakosy, schodzimy powoli.

Dolina Wyżnia Cochołowska.

Po dwóch godzinach doszłyśmy do schroniska na Polanie Chochołowskiej. Wyjście było początkiem maja, ale pod słyną polaną, zachowały się jeszcze krokusy. Oj cudnie było po całym dniu zobaczyć kolory fioletu.

Polana Chochołowska
Stare bacówki w dolinie.

Na zakończenie zostało przejście cała Dolinę Chochołowską, te dwie godziny marszu były już na dobicie stóp, kolan i ud. Przed każdym zakrętem podało pytanie ”czy za zakrętem jest już parking?”. Jest i parking hura. Pan parkingowy pobrał opłatę, a że był bardzo miły, zapytał, gdzie byłyśmy, bo auto stoi od czwartej rano, a była osiemnasta. Opowiadamy w skrócie co i jak, pogratulował trasy i zaparcia zrobieniu takiej trasy i pożyczył szerokiej drogi.

Na koniec moge tylko napisać: CHCIEĆ TO MÓC. Ponownie zaprosić na kolejny wpis i do zobaczenia.

Wiecej zdjęc w galerii do której zapraszam.