Wodospad Rohacki

Rohackie Plesa

Kolejny post dotyczy wyprawy na Rohackie Stawy. Obserwując prognozy na ten dzień, które pokazywały, jak na połowę listopada, dość obiecująco zdecydowałam się na wycieczkę. Jak to mówią „Niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba.” Ze względu na krótki dzień wyjechałam o czwartej rano, kierując się w stronę Chyżnego następnie bezpośrednio na parking pod Spalenou.

Parking

Obrałam szlak niebieski, aby po pięciu minutach odbić na czerwony w miejscu zwanym Adamcula, następnie skręciłam na niebieski. Skierowałam się w stronę Wodospadu Rohackiego. Wodospad zrobił na mnie ogromne wrażenie. W scenerii jesiennej było widać jego piękno. Woda z ogromną siłą spadała z dwudziestu trzech metrów, zamieniając się w rwący potok. Warto było odbić parę metrów od szlaku, aby zobaczyć to miejsce.

Wodospad Rahocki
Wodospad Rohacki

Szłam spokojnym krokiem, przystając co chwile i patrząc w stronę szczytów schowanych we mgle. Mimo optymistycznej prognozy na ten dzień, słońce nie przedarło się przez niski pułap chmur. Taka pogoda dodawała magii górom. Dało się to odczuwać przez uczucie chłodu, które cały czas zwiastuje nadchodzącą zimę.

Widok Doliny Smutnej oraz Trzy Kopy Trzy Kopy
Trzy Kopy

Dotarłam do celu, był tam drogowskaz, który mnie o tym informował. Ukazał się pierwszy staw — tak zwany Wyzni Rohacki. Był pokryty częściowo taflą lodu. Jego dostojności dodawały urwiska otaczające go w połowie. Zostały umieszczone przed laty ławeczki, które widać, że stały tam tak długo, że niejedną historie mogły usłyszeć od turystów. Można było przysiąść i rozkoszować się widokami. Jednak nie było mi dane tak spędzić czas ze względu na wzmożony wiatr.

Rahockie Stawy
Rahockie Stawy
Wyzni staw
Wyzni Staw

Siła wiatru zmusiła mnie do schowania się za skały i kosodrzewinę. Takie miejsce pozwoliło mi uniknąć rozwiania pudełeczek z prowiantem i termosu z imbirową herbatą. Nie chciałabym, żeby odfrunęły w siną dal.

Zebrałam rzeczy do plecaka i ze względu na zimno ruszyłam dalej. Ścieżka w dół prowadziła ku kolejnemu miejscu. Był to Staw Wielki i Niżny. I tu było moje wielkie zdziwienie — patrząc kilkakrotnie z góry na to miejsce, nie spodziewałam się takiego luksusu widokowego. Przed moimi oczami ukazane były stawy wkomponowane w górskie krajobrazy. Ze względu na chmury, mogłam tylko wyobraźnią ocenić położenie poszczególnych szczytów.

Wielki Staw
Wielki Staw
Wielki Staw
Wielki Staw

Cała trasa zajęła mi około pięciu godzin. Na większości trasy byłam tylko ja, góry i wiatr. Żadnej żywej duszy, nawet kozice były schowane. Myślę, że nie moje towarzystwo je odstraszyło tylko pogoda. Taką mam w każdym razie nadzieje.

Do zobaczenia po następnej wycieczce albo może i na trasie 🙂