Relaks nad Doliną Pięciu Stawów Spiskich

Lodowy szczyt

W pracy naszła mnie myśl – jutro dzień wolny to może bym w Tatry pojechała, coś nowego spróbowała.

Wybór padł na Lodowy Szczyt na Słowackiej stronie, położony 2628 m n.p.m. Jako że szczyt znajduję się poza szlakiem, należy iść z przewodnikiem. W przeciwnym wypadku istnieje ryzyko otrzymania mandatu i to całkiem sporego mandatu. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Wcześnie wstałam, bo już o 3. Szybkie śniadanie, pakowanie ekwipunku i w drogę.
Po dwóch godzinach jazdy samochodem dotarłam na punkt startowy wyprawy, do Starego Smokowca. Obrałam szlak zielony na Hrebienok. Po drodze podziwiałam wschodzące Słońce, dzień zapowiadał się piękny i ciepły. Po paru kilometrach odbiłam na szlak czerwony. Powoli zaczęły ukazywać się wierzchołki gór. Magia wschodzącego Słońca w górach. Za Schroniskiem Zamkovskeho szlak zaczął się robić jeszcze ciekawszy.

Schronisko Zamkowskiego skrzyżowanie szlaków
Schronisko Zamkowskiego skrzyżowanie szlaków

Początek Doliny Małej Zimnej Wody był bardzo ładny o tej porze, później przechodził zakosami w stromy odcinek aż do samej Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Śmiało mogę wyznać, że jest to dla mnie najpiękniejsze miejsce w Tatrach. Dlatego też postanowiłam zrobić tutaj postój. Drugie śniadanie z pyszną kawą w magicznym miejscu, coś pięknego. Napełniona entuzjazmem wyruszyłam dalej w nieznane, moje pierwsze wyjście poza szlakiem, coś nowego, ekscytującego. Obchodząc staw, ruszyłam w stronę żółtego szlaku, pokrótce odbiłam w prawo w dość widoczną ścieżkę w stronę Lodowego Szczytu. Szybko udało mi się odnaleźć kopczyki, które są wyznacznikiem kierunku.

Ścieżka na Lodowy Szczyt
Ścieżka na Lodowy Szczyt

W mgnieniu oka znalazłam się pod Ramieniu Ludowym. W tym miejscu należy szczególnie uważać. Sypkie, żwirkowate kamyki skutecznie utrudniają wędrówkę. Niestety, walcząc z nimi, nagle złapał mnie skurcz nad kolanem. Próbowałam rozmasować bolące miejsce, ale bezskutecznie. Zostałam zmuszona do dłuższego postoju. Na szczęście z czasem ból ustąpił i mogłam kontynuować podróż. Odcinek pod przełęczą jest stromy, miejscami do takiego stopnia, że musiałam walczyć na czworaka. 🙂

Podejście nad Ramieniem Ludowym
Podejście nad Ramieniem Ludowym

Nareszcie, dotarłam na przełęcz. Po lewej stronie widać było pięknie grań, która prowadzi na Lodowy Szczyt. Po chwili dotarłam do słynnego „konia”. Faktycznie; wąski, przepaść po obu stronach. Długo zastanawiałam się, czy zdołam sama przez niego przejść. Niestety, zabrakło mi kapkę odwagi, a może towarzysza wyprawy, który zmotywuję, doda otuchy? Trudno stwierdzić. Zrezygnowałam.
Zostało nacieszyć oczy zjawiskowymi widokami, które zapadną w pamięci na bardzo długo. Cud nad cuda. W drodze powrotnej jeszcze odwróciłam się w stronę szczytu z uśmiechem na twarzy, mówiąc „ja tu jeszcze wrócę”. Powrót był bardzo przyjemny i spokojny. Po drodze miałam sporo czasu na przemyślenia, wyciągnięcie wniosków z wyprawy i zaplanowanie kolejnych. Podsumowując: kocham góry, poznaje je z różnych stron i każde wyjście jest dla mnie nowym doświadczeniem. Tamtego dnia, mimo że nie udało mi się wyjść na szczyt, jestem dumna. Zawsze powtarzam bliskim „trzeba robić zawsze to, co się kocha najbardziej, a szczęście samo przyjdzie”.

Widok spod Lodowego Szczytu
Widok spod Lodowego Szczytu