Dolina Pięciu Stawów

Po kilkunastu dniach opadów deszczu, a wyższych partiach tatr śniegu w końcu udało się jechać w góry.

W dolinie znajduje się kilka polodowcowych jezior o łącznej powierzchni 61 ha. Największy z nich Wielki Staw Polski położony na wysokości 1665m.n.p.m. Pozostałe jeziora to: Zadni Staw, Czarny Staw, Mały Staw, Przedni Staw oraz Wole Oko. Ostatni staw jest jeziorem okresowym i najmniejszym.

Przedni Staw

Żeby wykorzystać dzień, wyjechałam wcześniej, na parkingu w Palenicy zameldowałam się już o czwartej rano. To mój już piąty raz w tym roku i szlak znam wybitnie. Mimo to jest za każdym razem inaczej. Tym razem po roztopach mogłam już przejść obok największego wodospadu w Tarach Siklawy. Obfite deszcze z poprzednich dni spowodowały, że wodospad był ogromny, pokazał swoją niesamowitą siłę.

Siklawa

Na podejściu mogłam podziwiać z prawej strony, całą Siklawę, gdzie początek wypływa z Wielkiego Stawu.

Przechodząc przez mostek, kierowałam się w stronę kierunkowskazu na Szpiglasowy Wierch, ten szczyt był zamiarem na ten dzień. Świeże opady śniegu zmieniły moje zamiary, gdyż torowanie na wierzchołek mało mi się uśmiechał. Ale w kierunku Zawratu -czemu by nie!.

Kozi Wierch

Jedyne ślady prowadziły na Kołową Czubę. Spokojnie i powoli wspięłam się na wierzchołek o wysokości 2105m.n.p.m. Tu ślady się skończyły-ktos doszedł do tego miejsca to i tak wielki sukces. Chwilowa analiza sytuacji i zdecydowałam przetorować się na Zawrat tyle ile dam rady.

Podejście na Kołowa Czubę

Między widocznymi kamieniami zapadając się w śniegu po pupę, krok za krokiem przybywało przemierzonych metrów. Ubawu przy tym miałam ze hoho, noga zapadała się czasem tak głęboko, musiałam odkopać ją i wyciągać, ale nie było źle. Poczucie dobrego humoru mnie nie opuszczało. Tam, gdzie było bardziej stromo, szło się lepiej, robiłam stopnie, ugniatając śnieg.

Zawrat

Zostało mi około godziny podejścia. Zawrat był zasięgu reki, ale powiedziałam pass, trzeba jeszcze wrócić. Rozłożyłam się na wielkim kamieniu, wyciągam kanapki ciepłą herbatę i delektowałam się ciszą, gdyż w godzinach dopołudniowych tego dnia nie było nikogo w górach. Chwilowe przebłyski słońca dostarczały ciepła.

Droga powrotna to już była łatwizna hop hop po śladach swoich i bardzo szybko byłam z powrotem w dolinie. Oczywiście z postojami na zdjęcia, słońce, które przebijało się przez chmury, dawało ciekawa scenerie.

Podejście na Kozią Przełęcz

W wyciszonym Stawie Wielkim pięknie odbiło się przejście na Szpiglas popod Miedziane.

To był fantastyczny dzień spędzony tylko w swoim towarzystwie, maksymalne doładowanie baterii na cały tydzień. Wy nuconych i wyśpiewanych masę przyśpiewek nie było końca. Szczęśliwa i dumna wróciłam do realnego życia na nizinach. Każdemu poleca takie oderwanie się od chaosu dnia codziennego.

Pozdrawiam i do zobaczenia w nastepnym wpisie.

” Góry to wolność, tam oczy patrzą z radością, tam słońce całuje twarz a wiatr zabiera smutek, tam cisza otula ramieniem i szepcze żyj”